Cześć kochani, tak bardzo Was przepraszam za tę nieobecność. Jestem winna więc, wytłumaczę się. Ostatni IV rozdział opublikowałam około 13, później nie mogłąm złapać weny, w ostatni weekend roku szkolnego przyjechała do mnie kuzynka na koncert. Później były już wakacje, tym razem ja wyjechałam do mojej przyjaciółki z Twittera i po powrocie do domu odrazu wyjechałam do babci, gdzie internetu nie ma. Aktualnie siedze u cioci i dodaję ten niesprawdzony rozdział miejąc w głębi duszy nadzieję, że nie opuściliśce mnie przez te zaniedbanie. Tak więc, przepraszam Was i odrazu zaznaczam, że nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny. W sobotę najprawdopodobniej jadę do mojego Taty, tam internet będzie jednak, co z weną - nie wiadomo :( Kocham Was bardzo i mam prośbę, jeśli już tu jestescie i czytacie to, zostawcie po sobie jakikolwiek komentarz.
Ps. Nie odeszliście na pewno ode mnie i Clary?
- Widziałem ją. – warknął głos po drugiej stronie słuchawki. Jake musiał skryć się w męskiej toalecie by wykonać ten telefon. – Blondyna, dość niska, pomalowane na mocną czerwień usta? Nie mogłem się pomylić. Była w The Plefistic na Hempsted. Powiem Ci, suczka ma branie. Wydawało mi się, że tańczyła z jednym przez prawie pół imprezy, później zostawiła go dla jakiegoś małolata. Wysoki blondyn, przekłuta warga, nie kojarzę jego twarzy znikąd. W każdym bądź razie, wisisz mi przysługę, gdybyś nie był moim kumplem sam ustawiłbym się w kolejkę do niej.
- Nie bądź kutasem Jake, przecież zadzwoniłeś. – Evans histerycznie zaśmiał się do słuchawki. Jego kumple potrafili doprowadzać go do szału jak nikt inny na świecie. - Jake, dzięki Tobie mam jeden mniej problem z głowy. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że całkiem przypadkowo mój tyłek trafił na Hempsted, stare długi. Clary nadal jest w klubie? – Tristan zmienił szybko temat nie chcąc przez telefon tłumaczyć zawiłej sytuacji z Hempton’em. Młody dupek, myślał, że uda mu się wziąć towar na późniejsze spłacenie i zwiać z miasta. Naiwny dzieciaczek.
- Nie, wyszła jakieś pięć minut temu, spokojnie, Daniel poszedł za nią, wiedziałem, że spotkanie się z nią jest dla Ciebie ważne. Jak już pomagać kumplowi, to na całej linii.
- Niech nie spuszcza jej z oka. Przekaż mu, że czekam na sms’a z adresem. Ach, i lepiej żeby się pośpieszył, nie lubię czekać. – odburknął i przerwał rozmowę. Czekał go wyczerpujący środek nocy.
~*~
Blondyn przyśpieszył kroku skręcając w wąską uliczkę. Stukot wysokich szpilek można było usłyszeć ze sporej odległości. Dźwięk nasilał się z każdą sekundą, kierowała się idealnie wprost w jego ramiona. Tristan przystanął tuż przy ścianie jednego z budynków i odpalają papierosa czekał. Dziewczyna niemal natychmiast wyłoniła się z na przeciwka, naturalnie nie zwróciła na niego uwagi. Pewnym siebie kokiem przeszła obok chłopaka.
- Nieładnie mijać starych znajomych bez przywitania się, nie sądzisz? – drobne ciało Clary zadrżało pod wpływem jego głosu. Była zaskoczona obecnością Tristana tutaj, każdy wiedział, że Evans nie lubił przebywać w innych dzielnicach. – No chodź kochanie, przytul się, jak zdrówko? – zakpił podchodząc do swojej zguby. – Chyba mnie pamiętasz? – dodał posyłając blondynce uśmiech pełen ironii.
- Czego chcesz, kochanie? – słodkie słowa przesączone sarkazmem wyleciały z ust osiemnastolatki. Zerwali wczoraj, co zrobiła źle by spotkać go już teraz? – Myślałam, że wszystko skończone między naszą dwójką.
- Och, wręcz przeciwnie słodziutka, sprawa dopiero się rozkręca. – Tristan nie zdążył dobrze chwycić blondynki za ramie gdy ta wyrwała mu się i otworzyła swoją małą, czarną torebkę.
- Trzymaj. – wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której trzymała kluczyki od samochodu. – Właśnie do niego szłam, jest zaparkowany jedną ulicę z tond. Nie zdziw się gdy zobaczysz brak szyby po stronie kierowcy, nie zdążyłam tego naprawić. Pieniędzy nie mam przy sobie, wyślę je na Twoje konto bankowe, na więcej nie licz. – Clary posła mu zimne spojrzenie gdy domyśliła się, że blondyn nie weźmie od niej kluczyków. Była pewna swoich czynów, nawet przez sekundę nie zawahała się, Tristan miał poczuć dobitność jej słów, poczuć, że Clary nie chcę cofać się do przeszłości. – Nie chcesz go, okej lepiej dla mnie. – warknęła po chwili i odwróciwszy się na pięcie ruszyła energicznie przed siebie. Nie mogła już z nim wytrzymać.
-Nie chcę samochodu, nie chcę pieniędzy…
-O, widzisz, to jeszcze lepiej dla mnie! – wtrąciła nie chcąc nawet odwrócić się w stronę byłego chłopaka. Evans i te jego humorki – przemknęło jej przez głowę.
- Posłuchaj, wróć do mnie, razem było nam dobrze. Imprezy, alkohol, mieliśmy świat u stóp, czego chcieć więcej?
- Nie potrzebuję tego Tristan, nawet tego nie chcę! – blondyn chwycił Clary za rękę nie pozwalając by odeszła, musiał wygrać z jej naturą i sprawić by było jak dawniej. To, że jej Australijski koleżka powrócił, nie było równoznaczne z tym, iż on pozwoli jej odejść. Co to, to nie.
- Wróćmy do siebie! Minął jeden dzień, nie odzwyczailiśmy się od siebie, będzie jak zawsze! Tylko pozwól mi pokazać, że mimo wszystko jestem najlepszy. – pociągnął dziewczynę do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Pasowali do siebie idealnie, czy tylko Evans to widział?
- Zostaw mnie! – Irwin krzyknęła ile sił w płucach próbując oswobodzić się z żelaznego chwytu.
– Było tak dobrze, jasne, kłóciliśmy się ale zawsze wszystko z czasem przechodziło! A teraz? Nie stało się nic wielkiego, a ty nas przekreślasz!
- Zostaw ją. – trzeci, nadzwyczajnie spokojny głos przerwał wymianę zdań między parą. – Nie widzisz, że ona nie ma ochoty na rozmowę?
- To nie Twój biznes, więc grzecznie z tond spłyń. Ok? – Tristan posłał w kierunku nieznajomego zimne spojrzenie i jeszcze mocniej zacisnął swoje ręce wokół talii swojej dziewczyny. Kto miał czelność wtrącać się w jego sprawy? Głupiec.
- Pozwól, że zadam dziewczynie jedno pytanie, które ty powinieneś zadać na początku. – nieznajomy odchrząknął teatralnie. Tristan zaczął się wściekać, nie tak to miało wyglądać. – Clary, czy chcesz wrócić do swojego byłego chłopaka? – Skąd do cholery ten człowiek znał jej imię?
- Nie. – nawet nie drgnęła jej powieka, była tego pewna jak niczego innego w życiu.
- W tym momencie sprawę mamy przedstawioną jasno, prawda? A więc, teraz, jakkolwiek Ci na imię, zachowaj resztki godności i pozwól jej odejść. Ona cie już nie chce stary, pora ruszyć dalej, straszeniem jej daleko nie zajdziesz. – zakapturzony nieznajomy zaśmiał się i wyciągnął rękę w stronę Clary. Blondynka błyskawicznie oswobodziła się z ramion chłopaka, i podbiegła do nieznajomego, chwyciwszy mocno jego rękę pociągnęła go za sobą. Tristan mógł zacząć zbierać swoją szczękę z podłogi. Był w szoku. Nikt nigdy nie potraktował go w ten sposób. Każda jego cząstka drżała od wściekłości, kopnął kamień leżący na chodniku i szepnął: Policzymy się, zobaczysz, dopadnę cię.
~*~
Odpaliła papierosa i spojrzała w kierunku swojego partnera.
- Więc, co Cię sprowadza do Nowego Jorku? - zapytała wydychając dym w jego stronę. Klub już dawno był zamknięty, a on siedział na jednej z ławek parku, którego nazwy nie znał nikt, podziwiając ciemne, nocne niebo.
- Przygoda. - odpowiedział kątem oka spoglądając na blondynkę. W swoim życiu widział naprawdę wiele kobiet, i ona, nie była w żadnym calu idealna, lub lepsza niż reszta. Jednak w Clary Irwin była ta jedna rzecz, która mimo wszystkich oporów przyjacielskiego sumienia, przyciągała go jak magnez. Jasne promienie srebrzystego, księżycowego światła, przedzierały się przez gałęzie drzew.
- Jakiego rodzaju przygoda? – zapytała uśmiechając się promieniście. W towarzystwie nowego znajomego czuła się dobrze. W klubie był dla niej zwykłym podrywaczem, później, gdy tańczyli w dzikiej gorączce, czuła niemal seksualną więź z blondynem. Jednak teraz, gdy wybawił ją z trudnej sytuacji była nim zauroczona. Zatapiając się w myślach podziwiała jego idealny profil. Potargane złoto-brązowe włosy. Lekko zadarty, perfekcyjnie zarysowany nos. Długie, gęste rzęsy. Pełne, pudrowe wargi. Dwudniowy zarost, delikatne krostki. Wydawało jej się, że był wyciągnięty prosto z bajki o kopciuszku. Nie, nie zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Miłość była czymś totalnie nie dla Clary, ona jedynie była nim zachwycona. Nigdy nie widziała kogoś takiego jak on.
- Wiem, że jestem przystojny, ale proszę, nie podziwiaj mnie jakbym był rzeźbą Michała Anioła! – zaśmiał się, histerycznie poprawiając włosy. Zawstydziła go.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. – zagasiła papierosa i wyrzuciwszy go do kosza, przysiadła na ławce obok Luka. Chłopak nawet na nią nie spojrzał. Jego serce biło szaleńczo przez poprzednią sytuację. Jeszcze nikt nigdy nie lustrował go w taki sposób. Przez niemal nieodczuwalną sekundę jego pewność siebie ulotniła się, a przez jego głowę przebiegła cicha myśl, czy jest dość przystojny. Może towarzyszka zacięcie patrzyła na jego osobę tylko dlatego, że nie podobało jej się to co widzi? Może w swoim życiu nie widziała kogoś tak mało przystojnego jak on? Zaśmiał się. To było jednak niemożliwe. Luke był zabójczo przystojny, i każdy, nie zależnie od płci przyznałby to. – Co cię tak rozśmieszyło? – zapytała dziewczyna łapiąc Hemmingsa za kolano, chciała zmusić go by na nią spojrzał, nie znosiła bowiem braku kontaktu wzrokowego w rozmowie.
- Chciałem odkryć nowe życie, tam skąd pochodzę, w Sydney, nie mogłem znaleźć swojego miejsca. Pracowałem w myjni samochodowej, ale każdy wiedział, że to nie jest dla mnie. Po prostu pracowałem, żeby rodzice nie musieli mnie utrzymywać, chociaż i tak sponsorują mi hotel. – brawo Luke, jesteś perfekcyjnym owijaczem w bawełnę. – A więc, mając wszystkiego dość, złapałem najbliższy lot do Nowego Jorku i oto tu jestem, siedząc z Tobą, resztę już znasz.
- A więc, zgadłam. – blondyn zaśmiał się słodko.
- Co zgadłaś? – powiedział wreszcie spoglądając na nią. Był naprawdę zadowolony z obrotu sprawy. Myślał, że będzie szukał młodej Irwin przez tydzień lub dwa, później na siłę wpakuje ją do samolotu i tak oboje, szczęśliwi lub nie, wrócą do swojego kraju.
- Jesteś z Australii. – uśmiechnęła się poprawiając spadające na oczy, lekko falowane kosmyki włosów. – Akcent zdradzi wszystko. – zaśmiała się krótko czując, iż po raz pierwszy od długiego czasu, była wesoła. Luke był niemalże taki jak ona. Troszeczkę zagubiony, szukający swojego miejsca i innego ,,ja’’ w wielkim świecie. Mimo, że dziewczyna sądziła, iż ich znajomość skończy się na gorących pocałunkach w jego domu i kilku drinkach, była zadowolona, że tak się nie stało.
- Och tak, przyznam się, że nas, Australijczyków czasami bardzo trudno zrozumieć i chociaż jedno zdanie już nas demaskuje. A więc, - chłopak zerknął na wyświetlacz swojego czarnego I’phone – Jest trzecia pięćdziesiąt siedem, zamierzamy coś z tym zrobić czy nadal cieszymy się swoim towarzystwem w tym parczku?
- Wiesz, możesz zabrać mnie do swojego hotelowego pokoju, przenocować i…
- Robić inne, ciekawe rzeczy z tobą? – rzucił bezmyślnie chłopak, kładąc ciążącą mu głowę na ramieniu Clary.
-Inne, ciekawe rzeczy? Co masz na myśli? – zachichotała zaczynając bawić się włosami chłopaka. – Wybacz moją śmiałość, jednak to ty pierwszy położyłeś na mnie głowę, więc stwierdziłam, że jesteśmy przyjaciółmi i mogę trochę pobawić się Twoimi włosami.
- Ciekawe jak oglądanie nocnego maratonu filmów, które oboje lubimy i spanie w jednym łóżku?
- Filmy mogę przemyśleć, co to tego spania to ty aka szalony kochaś musisz jeszcze poczekać. – chłopak podniósł się ze swojego miejsca ciągnąc za sobą niższą o kilkadziesiąt centymetrów dziewczynę. – Ach i Luke… - dziewczyna wyprzedziła go i kładąc swoje zimne dłonie na jego klatce piersiowej, zatrzymała go przed pójściem dalej.
-Mhm? – mruknął patrząc na nią z góry.
- Dziękuję Ci za tamto, bez Ciebie, nie wiem jakbyś sobie z nim poradziła. – powiedziała niemal niesłyszalnie i wolnym krokiem ruszyła przed siebie.
- Kochanie, pozwól, że ja będę prowadził nas, do mojego hotelu. – zaśmiał się i chwytając dziewczynę za ramię, zatrzymał ją i sam pobiegł w stronę żelaznej, czarnej bramy. - Ach i nie przejmuj się, jeszcze mi za to zapłacisz – krzyknął pół żartem, pół serio.
~*~
Dwójka młodych ludzi szła ciemnymi ulicami Nowego Jorku. Ramie w ramie, równym krokiem, śmiejąc się do siebie z rzeczy, o których tylko oni wiedzieli. Znali się krótko, ale to nie przeszkadzało im w zbliżeniu się do siebie. Oboje czuli się jakby znaleźli bratnie dusze w beznadziejnym dole ich życia, w którym znajdowała się dziewczyna jak i chłopak. Nie, to nie była miłość, o tym nawet nie myśleli, ludzie tacy jak oni w to uczucie nie wierzą. Na razie nie rozmawiali ze sobą o jakiś głębszych sprawach, poruszali się po płytkich, niemal nic nie znaczących tematach. Luke i Clary nie mieli póki co siły, by roztrząsać swoją przeszłość. Chcieli po prostu ze sobą przebywać, rozmawiać, niekoniecznie pchając się w wyznania i zaufanie. Fakt, było mi to potrzebne lecz żadne z nich nie chciało przyznać się do bardziej mrocznych wydarzeń ze swojego życia. Problemem była również osoba, która sprawiła, iż Luke w ogóle zawitał do Stanów. Michel, jego przyjaciel, gitarzysta kapeli w której Hemmo śpiewał. Obiecał mu, że z jego pomocą Clary wróci do kraju, nie wiedząc o niczym, jednak to nie miało wyglądać w ten sposób, osiemnastolatek nie przypuszczał, że znajdzie z nią wspólny język. Przypuszczał, że musi być niezwykła skoro Michael, Ashton i Calum szaleli z tęsknoty za nią, ale nie sądził, że będzie taka również dla niego. Nie był pewien co dokładnie łączyło białowłosego i blondynkę ale to musiało być coś, przez co oboje cierpieli, dlatego nawet nie śmiał pomyśleć o dziewczynie jak o osobie, w której mógłby znaleźć miłość czy chwilową rozkosz. Michael dość cierpiał, gdyby do tego doszedł jeszcze jakikolwiek związek między nim a młodą Irwin, to wszystko stałoby się dla dziewiętnastolatka nie do zniesienia. Dlatego właśnie skłamał, opowiedział jej historyjkę opakowaną w prezentowy papier. Przecież Hemmo wcale nie pracował w myjni samochodowej, przecież nie przyleciał tu by znaleźć swoje miejsce na ziemi, nie przyleciał tu również z powodu braku przyjaciół w Sydney. Ale musiał skłamać, przecież kiedy zobaczył ją nie mógł po prostu podjeść i na jednym wydechu powiedzieć: Cześć, jestem przyjacielem Twojego brata Ashtona, który wylądował w szpitalu bo chciał się zabić, i to jest chyba Twoja wina, ale pomińmy ten temat. Przysłał mnie tu Michael, który przez Ciebie umiera z bólu i tęsknoty, chyba on czuję do Ciebie mięte, ale to kolejny temat do pominięcia. A więc musisz się spakować i grzecznie wsiąść ze mną do samolotu do Sydney bo oni nie mogą sobie bez Ciebie poradzić. Oczywiście to byłoby dobre i najszybsze rozwiązanie, ale czy najlepsze? Zdecydowanie nie. Luke wolał działać powoli, wpierw trochę skłamać, tak, żeby Clary go polubiła, później powie, że musi pilne wylecieć, i oczywiście, namówi ją na wylot razem z nim. Takim oto sposobem, Clary powróci do kraju i każdy ma być szczęśliwy. Przynajmniej tak sądził blondyn.
świetny :)
OdpowiedzUsuńAww swietnie to napisalas! :)
OdpowiedzUsuńTak fajnie sie czyta i pomysl wciaz oryginalny ;)
@TheAsiaShow_xx